Jacht: Lagoon 450
Miejsce: Karaiby – Wyspy Zawietrzne
Trasa: Martynika – Bequia – Mustique – Mayreau – Tobago Cays – Palm Island – Union Island – Carriacou – Grenada – St. Lucia – Martynika
Termin: 16 – 30 marzec 2013r.
PODRÓŻ
Podróż rozpoczęliśmy w Warszawie. Pierwszy odcinek to krótki lot z Warszawy do Paryża. W Warszawie było około 0 stopni i padała marznąca mżawka. W Paryżu było podobnie, ale dodatkowo był silny, porywisty wiatr. Przez Atlantyk lecieliśmy bardzo wygodnym Boeingiem 777-300 należącym do linii lotniczych Air France. Nie jest to najtańszy sposób na dotarcie na Martynikę, ale niezwykle wygodny. Możemy zabrać normalny bagaż, transfer pomiędzy lotniskami w Paryżu jest zapewniony, a fakt, że całą trasę lecimy jedną linią lotniczą ma swoje ogromne plusy.
PIERWSZE KROKI NA KARAIBACH
Lądowanie było bardzo miłym przeżyciem. Temperatura na zewnątrz rosła z początkowych -50 stopni, przez -20, 0, 10, aż do 28. Szybko poczuliśmy, że wylądowaliśmy w tropikach. Po przylocie z Paryża od razu udaliśmy się na jacht, który czekał na nas w porcie Le Marin. Zimna Coca Cola, rum, limonki już na nas czekały. Usiedlismy w kokpicie i rozkoszowaliśmy się tym ciepłym, wilgotnym klimatem.
ROZPOCZĘCIE REJSU
Rano niespiesznie zjedliśmy śniadanie, odprawiliśmy jacht na wyjść za granicę Unii Europejskiej i udaliśmy w rejs na południe. Pierwszy postój na kąpiel i snorklowanie zaliczyliśmy już po kilkudziesięciu minutach przy brzegach St. Anne. Po lunchu ruszyliśmy w długi rejs na południe. Wieczorem dopłynęliśmy do północnej części St. Lucii, jednak nigdzie się nie zatrzymywaliśmy i kontynuowaliśmy żeglugę przez całą noc. W nocy minęliśmy też wyspę St. Vincent. Nad ranem na horyzoncie pojawiła się Bequia – pierwsza z Grenadyn.
ST. VINCENT I GRENADYNY
Na wyspie Bequia rzuciliśmy kotwicę w Zatoce Admiralicji. Jest to bardzo atrakcyjne miejsce. Przy wejściu do zatoki znajdują się piękne, piaszczyste plaże z palmami. My stanęliśmy bliżej miasteczka. Musieliśmy się odprawić oraz wymienić dolary na dolary wschodniokaraibskie. Po odprawie i śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie Sanktuarium Żółwi i objazd tej pięknej wyspy na pace pickupa.
Następnego dnia popłynęliśmy w kierunku Mustique. Po drodze udało nam się złowić pierwszą barrakudę. Emocji z ciągnięciem ryby było co niemiara. Po dopłynięciu do wyspy udaliśmy się na zwiedzanie tego słynnego miejsca, gdzie sławni i bogaci mają swoje rezydencje. Wieczór zakończyliśmy elegancką kolacją i koncertem w Basil’s Bar.
Kolejny dzień to rejs na Mayreau do zatoki Salt Whistle Bay, która wygląda jak przedsionek raju. Zorganizowaliśmy wycieczkę do miasteczka skąd widać panoramę niemalże całych Grenadyn i Tobago Cays – nieodległy cel naszego jutrzejszego pływania. Wieczorem udało się zorganizować beach barbecue z grillowanymi lobsterami oraz full moon party.
Po kilku dniach na Karaibach dotarliśmy do jednego z głównych punktów programu, czyli do Tobago Cays. Spędziliśmy tu cały dzień. Wbrew pozorom jest tu co robić. Na początek można spróbować nurkowania z żółwiami, potem można zająć się obserwacją setek kolorowych ryb, a także zaliczyć spotkanie z płaszczką. Trzeba popłynąć na jedną z wysp i zobaczyć duże jaszczury.Wieczorem ponownie zamówiliśmy lobstery z grilla i uznaliśmy, że tak możemy żyć.
Z Tobago Cays udaliśmy się na wizytę w barze na Palm Island, a na popołudnie udaliśmy się do Clifton na Union Island. Zaliczyliśmy zakupy, spacery i kąpiele w morzu. Samo Union Island jest bardzo uroczym miejscem.
W dalszej części rejsu popłynęliśmy na kąpiel przy wysepce Mopion (maleńka, piaszczysta wysepka z jednym trzcinowym parasolem) oraz na Petit St Vincent.
GRENADA
Kolejnym celem była Grenada. Jako doskonałe miejsce do uprawiania turystyki pieszej, rowerowej oraz kąpieli w morzu bardzo nas kusiła. Dopłynęliśmy więc tam i spróbowaliśmy największych atrakcje Grenady.
ST. LUCIA
Przed nami była teraz nocna i daleka żegluga na północ. Trzeba było się śpieszyć, bo chcieliśmy się jeszcze zatrzymać na St. Lucii i objechać wyspę busikiem z przewodnikiem. Noc była długa, wiało równo,wachty dzielnie prowadziły łódkę, prędkości nie spadały poniżej 8 węzłów, więc bez większych problemów dotarliśmy do Rodney Bay Marina. Tam już czekał na nas Mr Intelect, który zabrał nas w głąb wyspy. Zobaczyliśmy Sourfrirere, Diamond Botanical Garden, Sulphur Springs, wulkany Pitons i Mineral Baths.
MARTYNIKA, ZAKOŃCZENIE REJSU I POWRÓT
Na koniec został nam krótki skok na Martynikę. Po wyokrętowaniu pojechaliśmy jeszcze na wycieczkę dookoła wyspy. Byliśmy w Fort de France i odwiedziliśmy destylarnię rumu. Przed odjazdem na lotnisko szybka kąpiel, snorklowanie i w samolot do Polski. Lądowaliśmy jak o stopni Celsjusza… Wspomnienia pozostały bezcenne:)