Relacja z rejsu z Lizbony przez Gibraltar i Afrykę do Malagi

Termin: 27 maja – 6 czerwca 2015
Zaokrętowanie: Lizbona, Marina Parque des Nacoes
Odwiedzone porty: Lagos, Kadyks, Ceuta, La Linea (Gibraltar), Puerto Banus, Fuengirola
Wyokrętowanie: Benalmadena – Malaga
Przepłynięte: 430Mm w czasie 73h żeglugi
Załoga: Skipper Lech Lewandowski plus 7 osób załogi
Jacht: Hanse 575, s/y Carol

Etap ten został zaplanowany jako dosyć rekreacyjny wakacyjny przerywnik pomiędzy bardzo żeglarskimi etapami przez Biskaj oraz przez zachodnią część Morza Śródziemnego. Okazało się, że załoga składa się z doświadczonych żeglarzy. W związku z tym już na pierwszy odcinek zaplanowałem najdłuższy przelot z Lizbony do Lagos.

Okazało się, że podczas postoju jachtu w porcie słynna Nortada znacznie osłabła i teraz pchał nas lekki zefirek o sile maksymalnie 4B. Często musieliśmy wspierać się silnikiem. 150Mm pokonaliśmy w dobę i wkrótce stanęliśmy na wybrzeżu Algarve w bardzo ładnym porcie Lagos.

Miasteczko to jest miejsce na zimowy pobyt dla wielu Anglików, którzy mają znakomite połączenia lotnicze z Wielkiej Brytanii do Faro. Dodatkowo cumuje tu wiele brytyjskich jachtów zmierzających na Morze Śródziemne. Nie dziwi więc duża ilość knajp i pubów serwujących potrawy typu fish and chips. Na całe szczęście jest też dużo lokali podających znakomite mule, krewetki, ryby, kalmary i ośmiornice. Mimo końcówki maja całe miasto było pełne turystów, więc znalezienie wolnego stolika zajęło nam trochę czasu, ale wybór lokalu był właściwy. Jedzenie było bardzo smaczne.

Następny dzień to byczenie się na plaży do południa, a następnie wyjście w morze w kierunku Kadyksu. Znając prognozy wiedziałem, że będzie to raczej „diesel-party”. Pełne słońce, wysokie temperatury oraz słabe wiatry skłoniły załogę do opalania i odpoczynku. Mimo to nocą były obowiązkowe wachty nawigacyjne, aby bezpiecznie dopłynąć do kolejnego, zaplanowanego portu.

Po dojściu do Kadyksu okazało się, że gdzie zniknął nam jeden dzień. Dopiero pani w bosmanacie portu uświadomiła nam, że mamy niedzielę, a nie sobotę jak myśleliśmy:) To chyba znak całkowitego relaksu załogi i skippera. W związku z tym nie mogliśmy odwiedzić targo z owocami morza, ponieważ jest on zamknięty w niedzielę. Pozostały nam spacery po mieście i odwiedzanie kolejnych tapas barów.

Na tym rejsie każdy kolejny odcinek był coraz krótszy, więc po przelotach 150 i 120Mm nastał czas na siedemdziesiąt kilka mil do Centy. Tego dnia mogliśmy oglądać ćwiczenia armii hiszpańskiej, a także wybrzeże w okolicach Trafalgaru, gdzie swoje największe zwycięstwo odniósł Nelson. Wisienką na torcie tego dnia było przejście Cieśniny Gibraltarskiej. Od strony Atlantyku nie wiało nic, ale koło Taryfy w samej cieśninie wiał mocny wschodni wiatr o sile 6-7B. Korzystając z korzystnego prądu oraz mocy naszego Volvo-Penta pokonaliśmy ten odcinek kilkunastu mil bardzo szybko osiągając na wzburzonym morzu prędkości rzędu 8-9w. W przeciwnym kierunku szła z prędkością około 3.5-4w Pogoria, która walczyła z niekorzystnym dla niej prądem. Po wejściu na Morze Śródziemne wiatr całkowicie ucichł. Miejscami było widać tylko wiry i dziwne, nienaturalne fale z grzywami z których słynie to miejsce. Do Centy weszliśmy już po zmroku.

Kolejnego dnia planowałem wysłać załogę na wycieczkę do Maroko to Tetuanu i Chefchounu, jednak okazało się, że wolą oni spokojnie pospacerować po mieście. Nie było to żadnym problemem, ponieważ mieliśmy dopiero połowę rejsu, a praktycznie pokonaliśmy już ponad 80% drogi. Popołudniu ruszyliśmy w stronę Gibraltaru dokąd doszliśmy w godzinach wieczornych tak akurat aby odwiedzić jakieś miłe miejsce na kolację po hiszpańskiej stronie w miejscowości La Linea.

W środę załoga udała się na zwiedzanie Gibraltaru. Część wybrała wycieczkę busikiem z przewodnikiem, a część po prostu wyjechała kolejką linową na szczyt skały, aby podziwiać widoki oraz zobaczyć słynne małpy. Wczesnym popołudniem ruszyliśmy dalej w drogę.

Od tej pory zaczęliśmy pływać już tylko po 2-4h godziny dziennie w czasie największego upału. Odwiedziliśmy Puerto Banus, które okazało się bardzo drogim i niewartym tych pieniędzy portem. Jest to miejsce pełne drogich restauracji i klubów, gdzie jedzenie jest średnie, a atmosfera nieciekawa. Zdaję sobie sprawę, że jest wielu amatorów takich klimatów, ale wśród załogi nie było takich.

Po drodze odwiedziliśmy jeszcze tylko typową wakacyjną miejscowość na Costa del Sol, czyli Fuengirolę. Tak czy inaczej był to już czas relaksu i odpoczynku. Załoga jeździła na zwiedzanie do Marbelli i do Malagi, a także chodziła po knajpkach i na kąpiele w morzu.

Rejs zakończył się w Benalmadenie. Mam nadzieję, że ten wakacyjny etap spodobał się wszystkim członkom załogi. Bardzo Wam dziękuję za wspólnie spędzony czas!

A przede mną teraz najdłuższy etap rejsu, czyli cała zachodnia część Morza Śródziemnego. Prognozy mówią coś o 4-5 dniach wiatru ze wschodu i z północnego-wschodu, a ja chcę płynąć na Majorkę. Będzie dużo żeglowania…